Do alertów RCB zdążyliśmy się już trochę przyzwyczaić. Jednak nie każde powiadomienie niesie ze sobą takie szkody w lesie, jakich doświadczyliśmy w miniony weekend. Drzewa nie są „wolno stającą rzeczą, którą da się zabezpieczyć”. Pod wpływem silnego wiatru łamią się (wówczas leśnicy mówią o wiatrołomach) lub przewracają się wraz z całą karpą (wiatrowały). Czubki połamanych drzew wiszą wysoko nad ziemią, opierając się o stojące jeszcze drzewa. Występują trudności w poruszaniu się po drogach i możliwości dotarcia do najgroźniejszych w skutkach miejsc.
Apelujemy o szczególną ostrożność. Usunięcie największych niebezpieczeństw w lesie i przy drogach położonych w bezpośrednim sąsiedztwie lasu potrwa jeszcze kilka dni.
Z życia leśnika:
Niedziela, wieczór. Wichura nieco osłabła. Leśniczy chwyta za pilarkę, wsiada do samochodu i jedzie do lasu. By pokonać kilka kilometrów, wstępnie oszacować straty w drzewostanach, sprawdzić przejezdność dróg, musi zatrzymywać się co kawałek. Przecina leżące sztuki, odrzuca gałęzie, liczy, ile nasienników zostało na powierzchni (drzewa te poprzez swój obsiew miały dać następne pokolenie, gleba przygotowana …), robi kilka zdjęć. Emocje trzeba odłożyć na bok. W poniedziałek rano przychodzi czas na pierwsze informacje do nadleśnictwa: ilość, straty, uszkodzenia. Teraz liczy się przede wszystkim bezpieczeństwo ludzi i zwierząt. Trzeba „odgruzować” swoje miejsce pracy i codziennego życia.